Relacje
piątek, 05 styczeń 2018 20:54

Relacja z Wycieczki Noworocznej z Klubem Turystów Pieszych "Przygoda" (01.01.2018)

1 stycznia 2018 roku - po szaleństwach sylwestrowej nocy wszyscy śpią, na ulicach pusto i cicho…
Zbliżając się do ulicy Czarnowskiej byłam pełna obaw, czy znajdą się chętni na noworoczną wycieczkę. Jednak natura to natura! - wilka do lasu, a włóczykija na wędrówkę ciągnie! Gdy dotarłam na przystanek, tam czekała już na autobus liczna gromadka najwspanialszych pod słońcem obieżyświatów z „Przygody”, pragnących przy Diabelskim Kamieniu przywitać Nowy Rok.
Wypełniona po brzegi „dziesiątka” dowiozła nas na miejsce startowe, gdzie Prezes KTP PTTK „Przygoda”, Andrzej Toporek, złożył wszystkim noworoczne życzenia, a Komandor Rajdu, Czesław Siuda, przekazał dawkę ciekawych informacji na temat miejsc, które miały być celem naszej wyprawy.

DSC07695 minWędrówka rozpoczęła się w malowniczej Ameliówce. Miejscowość swoją nazwę zawdzięcza Amelii, żonie Hilarego Wieszeniewskiego, który na początku XX wieku kupił grunty na zboczu Dąbrówki. Tam wybudował rozległe domostwo, które z czasem przekształciło się w pensjonat goszczący znamienite postacie ze świata kultury, sztuki i polityki.

Ameliówka jest położona pomiędzy górami Radostową i Klonówką, w malowniczym przełomie Lubrzanki. Rzekę zasiedlały niegdyś licznie skójki i szczeżuje - skorupiaki wymagające do życia wody bardzo czystej i natlenionej. Dziś, z wiadomych przyczyn, są to gatunki zagrożone wyginięciem. Na szczęście miejsce nie straciło walorów krajobrazowych, a w dni słoneczne stężenie jodu jest tu takie, jak nad morzem w dni sztormowe.

„Dobrze jest!” stwierdziliśmy, bo właśnie trafiła się nam wspaniała pogoda, a lśniąca w słońcu wstęga szosy zachęcała do wędrówki. Pomknęliśmy więc z gracją łań i danieli w kierunku Dąbrówki, zatrzymując się dopiero przy wejściu do lasu. A tam…zamiast drogi błotniste wyboje i kałuże! Toż to sam belzebub wywiódł nas na manowce! Nie było miejsca na ścieżkach, gdzie dałoby się przejść suchą stopą, bo koleiny wyżłobione kołami ciężkich wozów zostały rozmiękczone przez padający nocą deszcz i zamienione w istne grzęzawisko! Tak więc zrobił się nam prawdziwy trekking! Techniki pokonywania wertepów były przeróżne, ale wszystkie na pograniczu tańca - od baletu klasycznego będącego ruchową egzemplifikacją „łabędziego śpiewu” w wykonaniu pań, po „zbójnicki” z hołubcami w wykonaniu panów. Niektórych (nie wypada mi się przyznać, że o mnie tu chodzi! ;)) tak ponosiło w czasie przeskakiwania przez kałuże, że kończyli kilkumetrowym ślizgiem po brunatnej brei! A wszystko to z iskami szczęścia w oczach i buziakami roześmianymi od ucha do ucha! Bo to wszystko przydarzyło się przecież nie maminsynkom!, nie mięczakom jakimś i nie panienkom z pensji!, ale dzielnym powsinogom z „Przygody”!

Gdy wszyscy maksymalnie koncentrowali się na tym, żeby nie wylądować w błotnistej kałuży, diabeł znów miał pole do popisu! - najpierw oznaczenie szlaku przykrył ogonem, a potem tym kosmatym kikutem zamieszał i drogi poplątał. Jakby nie chciał, byśmy dotarli do jego siedziby! Wszak celem naszej wyprawy był przecież Diabelski Kamień na Klonówce! Ale się czarcisko przeliczyło, bo z wytrawnymi trampami miało przecież do czynienia - chwila konsultacji, chwila nawoływania i grupa w zwartym szyku szczęśliwie dotarła na miejsce przeznaczenia.

DSC07868 min

Niepomni znaków dawanych nam po drodze, w najlepsze rozpaliliśmy ognisko i jak gdyby nigdy nic zaczęliśmy wznosić noworoczne toasty, a Honorowy Członek PTTK, Jerzy Pabian, zaintonował swoim pięknym barytonem „Płonie ognisko”, rozpoczynając w ten sposób chóralne śpiewy na głosy. Nie przejmowaliśmy się wcale tym, co nam się przydarzyło, bo wszystko dało się przecież jakoś racjonalnie wytłumaczyć! Nawet te wszystkie czarcie zakusy, by utrudnić nam włóczęgę! Któż dziś wierzy w takie rzeczy?! Też mi coś Diabelski Kamień! Toż to tylko nazwa fragmentu grani skalnej, którą utworzyły kwarcytowe piaskowce z okresu kambryjskiego!

Wkrótce miało się jednak okazać, że nic bardziej mylnego! Byliśmy przecież w Górach Świętokrzyskich, odwiecznej siedzibie wiedźm i czartów! Tu trudno przewidzieć, gdzie i kiedy jakieś ladaco wyskoczyć może! Tak też było i tym razem. Nie wiadomo skąd pojawiło się diablę utaplane w jakiejś brei!, ubłocone, jakby nie z porządnego piekła, a z chlewika wyskoczyło! Czarną, kędzierzawą czuprynę toto miało, różki czerwone, spiczasty ogonek i hardo przepytywać zaczęło „jakim to prawem!”, „kto zacz”, „skąd” , „dokąd” i „po co”, aż wreszcie opłat za pobyt przy Diabelskim Kamieniu stanowczo zażądało! Na nasze szczęście czarty to przekupne bestie. Diabełek został obłaskawiony szampanem i nie odczepił się już od nas aż do końca wędrówki. Ale jak to licho - niby toto już się zaprzyjaźniło, a jeszcze próbowało czarcich sztuczek i koniecznie chciało zaciągnąć nas do swojej niby to bardzo przytulnej siedziby. Ale my byliśmy już czujni i z zaproszenia nie skorzystaliśmy - nie zlekceważyliśmy śladów czarcich pazurów na skałach świadczących o tym, że tu może znajdować się właz do czeluści piekielnych.

IMG 5526 minTezę tę uprawdopodobnił swoimi pogawędkami przewodnik Henryk Domagała. Wyjaśnił nam, że głaz bardzo dawno temu diabły tu zgubiły. Kamień miał posłużyć do zburzenia klasztoru na Świętym Krzyżu, ale gdy czarty znajdowały się nad Klonówką, w pobliskich Mąchocicach zapiał kogut, odbierając demonom wszelką moc. Głaz wyśliznął się z czarcich pazurów i spadł na szczyt góry, tarasując jedno z licznych wejść do piekła. Toteż nic dziwnego, że jakieś diablę może się jeszcze szwendać po Świętokrzyskich Górach!
Inna legenda mówi, że diabeł zakochał się w najpiękniejszej czarownicy z sabatu na Łysicy i w ślubnym prezencie niósł dla niej z piekła gorący kamień, by ukochana mogła się przy nim ogrzać w chłodne dni, ale gdy przelatywał nad Klonówką, dzwony w klasztorze na Świętym Krzyżu bić zaczęły, głaz wyśliznął z czarcich szponów i spadł.
Jeszcze inna legenda głosi, że kamień to kościół zamieniony w skałę za grzechy, których dopuściła się miejscowa ludność.

Schodząc z Klonówki sądziliśmy, że to już koniec atrakcji, gdy nagle poczuliśmy, że ziemia zadrżała pod stopami!, powietrze przeszył potworny warkot, a od strony Masłowa, jakby ku nam, sunęło po niebie sześć powiększających się czarnych punktów! To mogło budzić grozę! Doświadczywszy mocy piekielnych na własnym grzbiecie jak nic można było pomyśleć, że to biesy z kamieniami w szponach lecą w stronę klasztoru! Okazało się jednak, że to tylko cztery amerykańskie śmigłowe typu Apache i dwa śmigłowce typu Blac Hawk, które z powodu złej pogody miały w sylwestra przymusowe międzylądowanie w Masłowie, a teraz odlatywały do bazy w Krakowie.

W tym samym czasie, raczej za sprawą przypadku, spora grupa paralotniarzy oddawała skoki z Klonówki. W niebo wzbijały się różnobarwne skrzydła łukowato rozpięte nad sylwetami przypominającymi kształtem kokony albo mumie egipskie i odnosiło się wrażenie, że to jakieś tajemnicze maszyny latające spuszczały pozaziemski desant! Widok był niecodzienny i wszystko to robiło, rzec można, piekielne wrażenie! I aż dziw, że zeszliśmy z Klonówki bez szwanku, gdyż zamiast pod nogi, ciągle gapiliśmy się w niebo!

IMG 5563 minI tak oto każdy na swój sposób spędzał pierwszy dzień 2018 roku! - jedni w łóżkach odsypiali szaleńcze zabawy sylwestrowe, współcześni Ikarowie szybowali w przestworzach, a my, powsinogi, przeżywaliśmy liczne przygody, przemierzając błotniste wyboje i wertepy! Nic dziwnego, że po tylu emocjonujących wydarzeniach w szampańskich humorach dotarliśmy do Masłowa, skąd zgarnął nas autobus linii nr „12” i ubłoconych, ale bardzo szczęśliwych powiózł do Kielc, wyrażając napisem naklejonym na tył samochodu dokładnie to, co wtedy czuliśmy:

„i… TAKI świat jest piękny!”

 

Tekst: Jagoda Jóźwiak

Zdjęcia: Andrzej Armada,(zdjęcie diabła), Andrzej Jóźwiak, Jagoda Jóźwiak


Kalendarz Imprez