Maraton Unijny
Zaczęło się w 2004 roku. Pierwsza myśl o maratonie zrodziła się podczas „Rajdu Walentynkowego” Klubu Turystów Pieszych „Przygoda”, na ognisku w byłym kamieniołomie koło restauracji „Stodółka” koło Miedzianej Góry. Grupa stałych uczestników imprez długodystansowych organizowanych przez znanego maratończyka oraz Prezesa Oddziału PTTK w Końskich Wojciecha Paska podjęła trochę krytyczną dyskusję o podobnych imprezach w Kielcach. Świętokrzyski Oddział PTTK był prekursorem maratonów pieszych w regionie, sam Wojtek Pasek przyznaje, że został do organizowania podobnych przedsięwzięć zainspirowany przez turystów z Kielc. Niestety kieleckie maratony zaczęły tracić na rozpędzie oraz frekwencji, stawały się coraz mniej atrakcyjne i to był zasadniczy powód do szukania innych rozwiązań.
Pretekstem stała się myśl rzucona przez Ryszarda Łopiana by wykorzystać fakt przyjmowania Polski w struktury europejskie oraz piękną trasę głównego szlaku turystycznego po Górach Świętokrzyskich i podjąć próbę nadania trochę nowej jakości kieleckim maratonom. Były chęci, był zapał, ale trochę brakowało już czasu. Zdecydowano, że w weekend majowy maszerujemy w gronie koleżeńskim z Kużniaków do Gołoszyc i tak uczcimy fakt przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Motorem przedsięwzięcia był Ryszard, który uruchomił swoje prywatne kontakty i otrzymaliśmy nawet niewielkie wsparcie ze strony takich kieleckich firm jak EXBUD S.A. czy Dealer VW AUTOCENTRUM S.A. Na spotkaniu organizacyjnym ustalono, że trasę dzielimy na trzy etapy: 1 maja idziemy około 50-ciu km z Kuźniaków do Ameliówki, a 2 i 3 maja pokonujemy po 25km, najpierw Ameliówka - Trzcianka, a końcówka z Trzcianki do Gołoszyc.
Na trasę wyruszyło nas sześciu facetów: najbardziej doświadczony w marszach długodystansowych Lech Segiet, Janusz Szafrański, Krzysztof Bogusz, Mirosław Szczygieł, Grzegorz Sobczyk i ja Ryszard Łopian. Po kilkunastu kilometrach dołączyli do nas najstarsi wiekiem Stanisław Chojnacki i Marian Kisiel. Nastroje w kraju, ale także w naszej grupie, związane z przystąpieniem do Unii Europejskiej były bardzo różne, a spora część społeczeństwa nawet wyrażała swój duży sceptycyzm. Doświadczyliśmy tego w sklepie w Kuźniakach, gdzie sprzedawczyni usłyszawszy jaka jest intencja naszego marszu, skwitowała to zgryźliwą uwagą „tylko głupi może świętować z takiej okazji”. Tak „podbudowani” ruszyliśmy na szlak, pogoda dopisywała, humory także, znaliśmy się doskonale z wielu wspólnych wędrówek więc tematów do pogawędki nie brakowało. Po kilku kilometrach docieramy do urokliwej kapliczki św. Rozalii na Górze Perzowej, chwila zadumy oraz odpoczynku i ruszamy dziarsko dalej. Przy zejściu z Góry Baraniej zajrzeliśmy na prywatną działkę Mirka, pobawiliśmy się z ślicznymi szczeniętami (osiem sztuk!) u sąsiada naszego kolegi i ruszyliśmy naprzód pokonując kolejne wzniesienia. Ani się obejrzeliśmy a tu już Domaniówka, Klonówka i wkrótce cel pierwszego etapu w dawnym ośrodku szkoleniowo-wypoczynkowym organizacji młodzieżowych w Ameliówce. Na Domaniówce mała niespodzianka, dzwonek telefonu komórkowego, Radio Kielce prosi o kilka słów refleksji z marszu oraz celu naszej wędrówki. Chyba ktoś z „Przygody” powiadomił radio o turystycznym upamiętnieniu faktu przystąpienia do Unii Europejskiej. Parę minut po 18.00, trochę czujący w nogach pokonane 50km, ale nawet nieco zdziwieni tak szybkim pokonaniem trasy, lokowaliśmy się w domku kempingowym. Ośrodek mocno zaniedbany, pokoje zawilgocone, najważniejsze, że w doskonałym nastroju, po toalecie i „małym jasnym” mogliśmy pogawędzić jeszcze przy zachodzącym słońcu, a następnie rozciągnąć się na łóżkach.
Drugi dzień wędrówki obejmował najbardziej popularny odcinek czerwonego szlaku ze Świętej Katarzyny do Świętego Krzyża. Niby do pokonania mieliśmy tylko 25km, ale trzeba wejść na dwa najwyższe szczyty Gór Świętokrzyskich – Łysicę i Łysą Górę. Do Trzcianki chcieliśmy dojść trochę wcześniej by więcej czasu spędzić przy ognisku, następnego dnia nie będzie już ani czasu, ani odpowiedniego miejsca. Pogoda do marszu podobnie jak wczoraj nam dopisuje, więc ruszyliśmy tempem około 6km na godzinę. Przy schodzeniu z Radostowej i na Wymyślonej widoki, że aż dech zapiera, musieliśmy się kilka razy zatrzymać i „podelektować” krajobrazowymi perełkami. W odróżnieniu od dnia wczorajszego zaczynamy spotykać grupki turystów, a podczas wchodzenia na Łysicę i z Huty Szklanej na Łysą Górę momentami dosłownie tłumy ludzi. Na drodze asfaltowej do klasztoru Leszek narzucił tak ostre tempo, że nasza ósemka rozciągnęła się mocno, aż straciliśmy kontakt wzrokowy. Przy gołoborzu zatrzymaliśmy się i z politowaniem spojrzeliśmy na siebie – po co nam taki galop. Później Leszek przyznał się, że miał intymną potrzebę, a my jak te bezmyślne stado gnaliśmy za nim. Trochę odsapnęliśmy, obowiązkowo trzeba było zatrzymać się i wyciszyć w klasztorze. Potem już spokojniej w dół ostatni odcinek do Trzcianki zupełnie na luzie docieramy do gospodarstwa agroturystycznego państwa Gałdeckich. Mili gospodarze, niezwykle przyjaźni turystom, czekali już na nas z pyszną zupką. Nocleg specjalnie zamówiliśmy w stodole, pomimo, że gospodarstwo oferuje kilkanaście miejsc do spania, w bardzo przyzwoitych warunkach. Po kąpieli i rozgoszczeniu się spędziliśmy ładnych parę godzin przy ognisku, rozkoszując się chłodnym piwkiem, we wspaniałej atmosferze. Gospodarz, sam zamiłowany turysta, raczył nas różnymi opowiastkami, my dzieliliśmy się refleksjami z trasy i nie tyko. Było tak przyjemnie, że do stodoły czmychaliśmy pojedynczo, w kolejności tak jak nas zaczął morzyć sen, ostatni na swoje nieszczęście, już po północy, od ogniska odszedł Grzesiek.
Rano my wstawaliśmy, a on chętnie by się dopiero położył, bo gdy przyszedł do stodoły, pomimo zmęczenia, nie mógł zasnąć, chrapanie kolegów było tak donośne, że nawet kozy odpoczywające w drugiej części stodoły zachowywały się bardzo nerwowo. Po śniadaniu dokonaliśmy żartobliwego wpisu w księdze pamiątkowej gospodarstwa, dziękując za miłe przyjęcie, prosiliśmy o przeproszenie kóz, które z naszego powodu miały mocno niekomfortowe warunki do odpoczynku. Marian co chwila wspominał noc spędzoną w stodole, okazało się, że mimo 60-tki na karku był to jego pierwszy nocleg w takich warunkach. Ostatni odcinek naszego marszu w dniu 3 maja przebiegał trasą mało uczęszczaną, dość trudną. Góra Jeleniowska i Szczytniak są uciążliwe, miejscami teren podmokły, praktycznie cały czas leśne ostępy i nie najlepsze oznakowanie szlaku. Dodatkowo pogoda na koniec wędrówki zaczęła się zmieniać, kąśliwy wiaterek i momentami dokuczliwy deszcz zmuszał nas parokrotnie do zatrzymania się i szukania schronienia pod konarami drzew. Wreszcie wychodzimy z lasu, mijamy kapliczkę św. Huberta oraz cmentarz z okresu I wojny światowej i starą aleją lipową osiągamy koniec (a może początek) czerwonego szlaku. Jeszcze mały spacer wzdłuż szosy po Gołoszycach i po kilkudziesięciu minutach mamy transport, kursowy autobus do Kielc. Całe szczęście bo mimo wczesnej pory zrobiło się ciemno, burzowe chmury zaczęły otaczać nas ze wszystkich stron. Ledwie wsiedliśmy, a na zewnątrz rozpętało się prawdziwe piekiełko, lało i grzmiało, my zadowoleni, że mamy bezpieczne schronienie, wracaliśmy do domu.
Przed Kielcami uspokoiło się i rozpogodziło więc mogliśmy zajrzeć jeszcze do siedziby Oddziału Świętokrzyskiego PTTK, gdzie czekali na nas Prezes O/Św. PTTK Franek Guska i szefowa KTP „Przygoda” Hania Hendler. Przy herbatce pogawędziliśmy, otrzymaliśmy okolicznościowe dyplomy upamiętniające intencję naszej wędrówki i tam podjęta została ostateczna decyzja – od przyszłego roku na pierwszą rocznicę przyjęcia Polski do Unii Europejskiej organizujemy duży ogólnopolski rajd pieszy. Przy kolejnych spotkaniach dopracowywaliśmy formułę imprezy. Z założenia chcieliśmy uniknąć podejrzeń o imprezę z zabarwieniem politycznym. Nikt nie chciał nikogo agitować, czy przekonywać do Unii Europejskiej, zamiarem od początku było by w kolejne rocznice stworzyć podczas rajdu pieszego warunki do chwili refleksji oraz przekazania chociaż odrobiny wiedzy dotyczącej unii i poszczególnych państw skupionych w jej strukturach. Organizatorzy postanowili corocznie prosić o patronat honorowy posłów do parlamentu europejskiego wybranych z regionu świętokrzyskiego. Większość obowiązków przygotowawczych wziął na siebie Ryszard, pomysłodawca przedsięwzięcia. Trudności było wiele, Świętokrzyski Oddział PTTK przeżywa od kilku lat określone trudności, wiadomym stało się, że samymi siłami KTP „Przygoda” nie damy rady, trzeba było szukać sojuszników. Opisując poszczególne edycje imprezy, której postanowiono nadać oficjalną nazwę: Ogólnopolski Maraton Pieszy po Górach Świętokrzyskich „Pierwszy Unijny” oraz w następnych latach przyjmować kolejną numerację, nie będę wspominał instytucji, osób lub organizacji, które nie widziały sensu pomocy, a nawet nieraz wręcz przeszkadzały. Warto raczej jest skupić się na tych, którzy okazali przychylność i pomoc, walnie przyczyniając się do stopniowego wzrostu zainteresowania imprezą i jej rozwoju. Od początku wszędzie podkreślaliśmy, że działamy w strukturach PTTK, co, nie ukrywam, było wielce pomocne we wszystkich rozmowach i negocjacjach.
„Pierwszy Unijny” – rok 2005.
Postanowiliśmy, by nasza impreza była trochę inna i znacznie trudniejsza niż typowe 50-tki. Czerwony szlak turystyczny po Górach Świętokrzyskich liczy sobie około 100km. Bazą imprezy został wspomniany już ośrodek w Ameliówce, a współzawodniczyć miały czteroosobowe drużyny, które maszerowały jednego dnia z Kuźniaków do Ameliówki, drugiego z Gołoszyc do Ameliówki, po drodze zdobywając punkty w różnego rodzaju konkursach wiedzy o Unii Europejskiej, krajoznawczych oraz sprawnościowych. Łącznie wystartowały 53 osoby, większość z naszego województwa, ale pojawili się też turyści z dalszych miejscowości jak Krosno, Warszawa, Małkinia czy Grójec. Oficjalne otwarcie w Kuźniakach wypadło bardzo okazale z udziałem Posła do Parlamentu Europejskiego Czesława Siekierskiego, Starosty Kieleckiego śp. Zbigniewa Banaśkiewicza, Wójta Gminy Strawczyn Tadeusza Tkaczyka oraz kilkunastoosobowej delegacji zaprzyjaźnionego z Kielcami miasta Gotha z Niemiec. Oprócz samych uczestników było też kilkadziesiąt osób z KTP „Przygoda” którą z Kuźniaków do Oblęgorka prowadził znany krajoznawca i regionalista Cezary Jastrzębski. Wygrała drużyna reprezentująca Oddział Świętokrzyski PTTK w składzie: Lech Segiet, Mirosław Szczygieł, Janusz Szafrański i Adam Koczotowski. Druga była drużyna trochę kombinowana w składzie trzy osoby z Krosna i najstarszy uczestnik 71-letni Maciej Ignatowski z Grójca. W Trzciance u państwa Gałdeckich, gdzie był posiłek i jeden z punktów kontrolnych, kompletnie zaskoczony Jacek Zadrożyński z działającego od 1964r. Mazowieckiego Klubu Górskiego „Matragona” przyjmował gratulacje z gromkim „sto lat”, gdyż akurat 1 maja na trasie świętował swoje 40-te urodziny. Okazało się, że przejście przez dwa kolejne dni po 50km nie jest wcale takie proste, tylko cztery drużyny pokonały cały dystans w pełnym składzie. Impreza była typowo turystyczna, każdego dnia po dotarciu do Ameliówki bawiliśmy się przez kilka godzin przy ognisku, uroczystość zakończenia odbyła się pod wiatą przy schronisku w Świętej Katarzynie. W komitecie organizacyjnym wraz pomysłodawcą znaleźli się Grzesiek Sobczyk, Krzysiek Bogusz, Ania Hendler, Franek Guska i Czarek Jastrzębski. Nieocenionej pomocy udzielił Stasiu Chojnacki przy dodatkowym oznakowywaniu tras oraz Tomek Gajos, Fredek Biś i Wiesław Tokar na punktach kontrolnych. W wielu miejscach szlak był po prostu zaniedbany. Na drugim etapie zdarzyło się nawet, że Krzysiek musiał przez kilka godzin poszukiwać spóźnialskich i zagubionych na Radostowej. Oprócz głównych organizatorów O/Św. PTTK i Akademii Świętokrzyskiej wsparcia udzielili wójtowie gmin z Nowej Słupii, Bielin, Zagnańska, Miedzianej Góry i Strawczyna. Strzelanie na punkcie kontrolnym w Trzciance zorganizowało Biuro Świętokrzyskiego ZW LOK. Wyróżnienia w imieniu marszałka województwa świętokrzyskiego wręczał Jacek Kowalczyk. Ważne, że widać było po twarzach uczestników zadowolenie, a w dyskusjach wyrażali uznanie dla formuły imprezy. Decyzja organizatorów mogła być jedna – robimy to dalej.
„Drugi Unijny” – rok 2006.
Gdzieś przypadkowo po zakończeniu „Pierwszego Unijnego” usłyszałem nazwisko Andrzej Żeleźnikow, który kieruje sportem i turystyką na Wyższej Szkole Ekonomii i Administracji w Kielcach, jest też wielkim miłośnikiem górskich wędrówek ze studentami. Nawiązałem z nim kontakt, spotkaliśmy się – okazało się, że mamy podobne zapatrywania na turystykę, spodobał mu się też projekt maratonu unijnego. Zaproponowałem mu współpracę, na co chętnie przystał. Przy kolejnych spotkaniach, czując coraz większe zainteresowanie sportami ekstremalnymi i zupełnym braku ich w Kielcach, powstała myśl o 100-tce pod nazwą „Twardziel Świętokrzyski”. Trochę na „wariata”, bez żadnego doświadczenia, podjęliśmy ryzyko i zapadła decyzja, że w 2006r. robimy równocześnie dwie imprezy: drużynowe 2x50km i właśnie trochę sondażowo „twardziela”. Andrzej sam postanowił spróbować, i to udanie, swoich sił na 100-tu km. WSEiA została jednym z głównych organizatorów w miejsce Akademii Świętokrzyskiej, uczelnia wsparła imprezę finansowo i przydzieliła grupę studentów do pomocy. Ekstremalnej próby pokonania w ciągu 24 godzin całego czerwonego szlaku z Kuźniaków do Gołoszyc podjęły się 22 osoby w tym jedyna kobieta Agnieszka Winek z Warszawy. Do mety dotarło 17, najszybciej, w czasie 17godz. i 12min., 72-letni Maciej Ignatowski z Grójca, który tym samym został „Twardzielem Świętokrzyskim” z certyfikatem nr 1. Z racji swojego wieku wzbudził tym wyczynem sporą sensację, tym bardziej, że wśród uczestników było kilka osób regularnie biegających maratony, a drugi w kolejności metę osiągnął równo godzinę po nim.
Zdarzyło się kilka zabawnych sytuacji wynikających z braku wyczucia organizatorów co do tempa marszu uczestników supermaratonu. W Masłowie zdołano odnotować tylko kilku ostatnich piechurów, pozostali byli już na „przepaku” w Ameliówce, gdzie obsługa jeszcze spała. Wszystko było weryfikowane na gorąco w wielkim pośpiechu. Dobrze, że startujących było niewielu i jakoś dało się to opanować. W nocy pogoda była paskudna, lało do samego rana. Oto 17-tu „historycznych” twardzieli w kolejności jak docierali do zlokalizowanej w szczerym polu mety: Maciej Ignatowski - Grójec, Karol Gierłowicz – Bierzwnik, województwo zachodniopomorskie., Adam Koczotowski – Zagrody k/Kielc, Stanisław Mazurek – Kielce, Mirosław Szczygieł – Kielce, Agnieszka Winek – Warszawa, Marek Jordan – Krosno, Wojciech Pasek – Końskie, Waldemar Szaniec – Skarżysko-Kamienna, Lech Segiet – Kielce, Andrzej Żeleźnikow – Kielce, Tomasz Skrzypkowski – Otwock, Zdzisław Kowalski – Kielce, Piotr Kusiak – Kielce, Mariusz Morski – Kielce, Janusz Słopiecki – Kielce, Marcin Bakalarz – Opoczno. Ten ostatni trochę chyba przesadził, rano rowerem przyjechał z Opoczna, przebiegł dla „rozgrzewki” 50km, a po kilku godzinach odpoczynku wyruszył na 100-tkę.
Kim są pierwsi „Twardziele Świętokrzyscy”? Maciej Ignatowski Emeryt to pojęcie do Pana Maćka chyba niezbyt pasujące, pomimo dzisiaj już przekroczonej 80-tki czynny zarówno zawodowo jak i sportowo, a sprawności może mu pozazdrościć niejeden nastolatek. W młodości uprawiał przede wszystkim narciarstwo biegowe, osiągając liczące się sukcesy jak np. mistrzostwo Mazowsza w latach 1956-57. Narty to jego miłość do dzisiaj, wielokrotnie uczestniczył w najstarszej i największej imprezie narciarskiej w Polsce Biegu Piastów na dystansie 50km. Drugą pasją sympatycznego pana Maćka jest wielogodzinna, rekreacyjna, jazda na rowerze. Biegi, owszem, ale zdecydowanie terenowe i dlatego bardzo mu odpowiada trasa maratonu unijnego. Tu właśnie zdecydował się na pierwszą, jakże udaną, próbę na dystansie ultra. Jak sam twierdzi sentyment do Gór Świętokrzyskich zrodził się u niego w latach 60-tych XX w., kiedy to dokonywał pomiarów geodezyjnych w Dolinie Marczakowej k/Masłowa, gdyż z wykształcenia jest inż. geodetą. Od 1984r. prowadzi działalność gospodarczą w zakresie usług geodezyjnych i kartograficznych. Agnieszka Winek Pierwsza kobieta z tytułem „Twardziel Świętokrzyski”, dystans 100-tu km pokonała w czasie 18 godz. i 53 min., długo nawet dyktując tempo czołówce. Agnieszka jest bardzo utytułowanym sportowcem w jednej z odmian sportów walki – karate. Treningi rozpoczęła mając 11 lat w 1995 roku, dziś trudno nawet wymienić jej wszystkie osiągnięcia na wielu zawodach, mistrzostwach Polski aż do zdobycia pierwszego miejsca na Mistrzostwach Europy Karate Kyokushin w Padwie na terenie Włoch w roku 2011. Sensei Agnieszka Winek w 2013r. zdała egzamin na 3 dan. W 2015r. w rankingu Polskiego Związku Karate była klasyfikowana na pierwszym miejscu w trzech kategoriach – open, do 55 kg i do 60 kg. Jak sama twierdzi, celem jej jest nie sukces, a sam trening, który ostatecznie doprowadza do mistrzostwa. Ma wiele zainteresowań i umiejętności nie tylko sportowych, prowadzi bardzo szeroko zakrojoną działalność wśród dzieci i młodzieży, organizuje popularyzatorskie pokazy karate na różnych imprezach masowych. Z wykształcenia jest inżynierem informatykiem. Los sprawił, że pierwszymi „twardzielami” zarówno wśród pań jak i panów zostały osoby naprawdę godne, co jest dla organizatorów maratonu powodem do dużej satysfakcji.
„Drugi Unijny” przeszedł do historii nie tylko z powodu rozegranego po raz pierwszy „Twardziela Świętokrzyskiego”, we współzawodnictwie drużynowym wzięli udział najstarszy, do dziś, uczestnik 82-letni Jan Łakomy (zmarł w 2014r.) z Warszawy oraz najmłodszy 14-letni Tomek Stąpor (szedł razem ze swoim tatą) z miejscowości Chrusty k/Zagnańska, który pokonał, podobnie jak Pan Janek obydwa 50km odcinki trasy. Punktację drużynową wygrała tak jak w ubiegłym roku drużyna O/Św. PTTK pod wodzą Ewy Mądzik, w składzie Zbyszek Borowiec, Janusz Szafrański i Krzysztof Miazga. Niektórzy uczestnicy do dziś wspominają śniadanie podawane do łóżek przez małżonki organizatorów Jagodę Łopian, Elę Szczygieł i Agatę Sobczyk. Niestety radość z bardzo udanej imprezy została zmącona nagłą śmiercią jednego z uczestników współzawodnictwa drużynowego – doświadczonego piechura i znanego krajoznawcy z Warszawy 70-letniego Tadeusza Swata. Wprawdzie nie stwierdzono związku zgonu z imprezą, ale zakończenie nie mogło w tej sytuacji być radosnym świętem, tak jak sobie planowaliśmy. Organizatorzy przeżyli wstrząs i uświadomili sobie po raz pierwszy, jak dużą biorą na siebie odpowiedzialność i że zabezpieczenie medyczne i ubezpieczenie uczestników na tak trudnych imprezach musi być starannie przemyślane.
„Trzeci Unijny” – rok 2007.
Trudy związane z organizacją równocześnie dwóch konkurencji, trochę brak chętnych do pracy przy zabezpieczeniu imprezy, a także w znacznym stopniu przemyślenia związane ze śmiercią jednego z uczestników w roku ubiegłym, wpłynęły na decyzję, że robimy tylko współzawodnictwo drużynowe. Przez pewien czas nawet się zastanawiałem czy nie zaprzestać organizowania maratonu. Motywowany przez niektórych uczestników oraz faktem wprowadzenia przez Wojtka Paska współzawodnictwa o tytuł „Superpiechur Świętokrzyski”, gdzie impreza unijna była jedną z okazji do przejścia wymaganej do zdobycia tytułu liczby kilometrów, zmieniłem swoje stanowisko. Jednak w sprawie „Twardziela Świętokrzyskiego” postanowiliśmy ostrożnie, będziemy go organizować co drugi rok. Do udziału w „Trzecim Unijnym” zgłosiło się 58 osób, większość to stali bywalcy imprez długodystansowych w naszym regionie. Dzięki przychylności Przewodniczącego Rady Powiatu Kieleckiego, a równocześnie Dyrektora Szkoły Podstawowej i Schroniska w Mąchocicach Scholasterii Tomasza Lato bazą imprezy zostały właśnie Mąchocice. Warunki w schronisku były nieporównywalnie lepsze niż w ośrodku w Ameliówce. Państwem wiodącym w konkursach została Belgia, a dzięki wsparciu Browaru „Belgia” z Dymin otrzymaliśmy sporą porcję złocistego napoju do wykorzystania przy ognisku. Atmosfera imprezy była prawie domowa, codziennie maratończyków wspierali na szlaku turyści z KTP „Przygoda” prowadzeni przez Anię Hendler i Grażynkę Dziółko. Przy ognisku wspaniały nastój wprowadzili Krzysiek Bogusz i Fredek Biś. Po podsumowaniu punktacji zwycięzcami okazali się Jacek Krukiewicz, Krzysztof Kocimski, Waldemar Ćwikliński i Przemysław Grela z drużyny pod nazwą „Team Czeladź”, którzy wędrowali cały czas ze swoją oryginalną flagą. Inne drużyny też przybrały egzotyczne nazwy jak „Krośnieńskie Wilki” drudzy we współzawodnictwie i kolejni z Kielc „Poszukiwacze Przygód”. Była też drużyna samych dziewcząt z WSEiA, którą uhonorowali Grażyna i Maciek Toborowiczowie pięknymi torcikami z napisem „Trzeci Unijny”. Indywidualnie organizatorzy podziękowali Dyrektorowi Powiatowego Urzędu Pracy w Kielcach Zdzisławowi Kowalskiemu za dużą pomoc przy organizacji maratonu – otrzymał ufundowaną przez wójta z Baćkowic makietę strzelby myśliwskiej oraz Jarosławowi Wójcikowi za bezinteresowne prowadzenie strony internetowej. Na zakończeniu byli obecni Starosta Kielecki Zenon Janus, przedstawiciel marszałka województwa świętokrzyskiego Leszek Wnętrzak, Przewodniczący Rady Powiatu Kieleckiego Tomasz Lato i Prorektor WSEiA dr Zdobysław Kuleszyński. Końcowym elementem maratonu była wycieczka autokarowa poprowadzona przez Krzyśka Bogusza do Kielc, gdzie zwiedzono najnowsze obiekty sportowe - stadion piłkarski „Kolportera” i krytą halę MOSiR-u. Warto odnotować jeszcze trzy fakty: założenie kroniki maratonu, udział w imprezie pierwszej uczestniczki zagranicznej – studiującej w Polsce Natalii Gavrilovej z Mołdawi (starczyło jej sił na pokonanie 50 km) oraz wręcz o „matkowanie” uczestnikom przez moją żonę Jagodę, dbającą o wikt i ich zdrowie.
„Czwarty Unijny” – rok 2008.
Ponownie postanowiliśmy zorganizować „Twardziela Świętokrzyskiego”, którego komandorem został Andrzej Żeleźnikow z WSEiP (uczelnia zmieniła trochę swój profil nauczania i nazwę, zamiast administracji pojawiło się prawo). Sporo osób naciskało, by nie rezygnować z tej ekstremalnej konkurencji. Mnie jak zwykle przypadły w udziale do zabezpieczenia wszystkie sprawy organizacyjne, a Krzysiek Bogusz i Fredek Biś mieli nadzorować przebieg drużynowego współzawodnictwa. Sprawdzenia i dodatkowego oznakowania trasy podjął się niezawodny Stasiu Chojnacki. Po zapisach dało się zauważyć, że coraz większe zainteresowanie jest „Twardzielem Świętokrzyskim”, pokonanie całego 100km szlaku dawało uczestnikom olbrzymią satysfakcję i było osiągnięciem, które imponowało innym turystom. Zdecydowaliśmy się na zmianę kierunku marszu w stosunku do pierwszej 100-tki, która kończyła się w Gołoszycach, gdzie nie ma żadnej bazy na zakończenie tak trudnej imprezy. Maratończycy wystartowali 30 kwietnia o godzinie 20.00 w Gołoszycach, a kończyliśmy na terenie gospodarstwa agroturystycznego państwa Kurdków w Kuźniakach. Tym razem przystąpiło do tej próby 43 uczestników z wielu miejscowości. Impreza naprawdę zaczęła nabierać charakteru ogólnopolskiego. Pogoda w tym roku nie była zbyt łaskawa, padał deszcz i było zimno, co dodatkowo utrudniało zadanie. Prawie każdy w nocy zaliczył po kilka wywrotek. Jedna dla Bogdana Krupy z Warszawy zakończyła się złamaniem kości dłoni, dotarł do 50km, ale tam musiał niestety wycofać się z dalszego współzawodnictwa. Ostatecznie ukończyło cały dystans 29-ciu maratończyków, w tym jedyna kobieta Renata Tomczak z naszego oddziału PTTK (dwie inne panie nie wytrzymały trudów i musiały zrezygnować po 50-ciu km).
Najszybciej metę w Kuźniakach osiągnęli nasz klubowy kolega Lech Segiet i Stefan Piekarski z Opoczna, a następny w kolejności dotarł też „nasz” Adam Koczotowski. Współzawodnictwo drużynowe wygrała drużyna Oddziału Świętokrzyskiego PTTK pod dowództwem Janusza Szafrańskiego (Janusz już po raz czwarty reprezentował nasz oddział). W jego drużynie była też Małgosia Szwej oraz Wiesiek Ludwinek i Janek Brzoza. Ciekawostką imprezy był obchodzący swoje 102-gie urodziny emerytowany nauczyciel akademicki Politechniki Warszawskiej i Politechniki Gdańskiej architekt mgr inż. Stanisław Serafin, który witał uczestników na punkcie kontrolnym w zaprzyjaźnionym z imprezą gospodarstwie państwa Gałdeckich w Trzciance. Jego wiek pięknie korespondował z długością pokonywanego przez uczestników szlaku. Kolejnym popularyzowanym w konkursach krajem była podczas „Czwartego Unijnego” Austria. Niespodziankę zrobiła nam w tym roku telewizja, która pokazywała na „żywo” przebieg maratonu, przekazując na antenie ogólnopolskiej aktualną sytuację z trasy. Dla imprezy była to niewątpliwie piękna promocja. Tradycyjnie maratonowi kibicowali turyści z KTP „Przygoda”, kilkadziesiąt osób wędrowało, pomimo kiepskiej pogody, na kilku odcinkach czerwonego szlaku. Wypada jeszcze odnotować istotną pomoc ze strony nowego sojusznika imprezy – Związku Gmin Gór Świętokrzyskich.
„Piąty Unijny” – rok 2009.
Wyraźnie dała się zauważyć tendencja rosnącego zainteresowania „Twardzielem Świętokrzyskim”, a trochę stagnację drużynowego współzawodnictwa do którego corocznie przystępuje około 40 – 50 osób. Państwo, które w tym roku postanowiliśmy popularyzować to Bułgaria. Po raz pierwszy łącznie ilość uczestników przekroczyła liczbę 100. Do „twardziela” wystartowało 61 maratończyków, a na dystansie 2x50km 44 osoby podzielone na 11 drużyn. Pogoda, w odróżnieniu od ubiegłorocznej sprzyjała uczestnikom, co zaowocowało, że zdecydowana większość zdołała uporać się z całym dystansem 100km. Równo 50 osób spełniło warunki i uzyskało tytuł oraz statuetki „Twardziela Świętokrzyskiego”. Zaczęło pojawiać się na imprezie coraz więcej osób biegających maratony co sprawiało dodatkowe trudności organizacyjne z powodu dużego rozciągnięcia całej grupy uczestników. Metę w określonym limicie czasowym osiągnęło tym razem pięć pań, jedna warszawianka Dorota Suknarowska, jedna ze Skarżyska –Kamiennej Elżbieta Synowiec oraz trzy kielczanki Ewa Jastrzębska, Agnieszka Jarosz i nasza koleżanka klubowa Małgosia Szwej.
We współzawodnictwie drużynowym pojawiła się po raz pierwszy na naszej imprezie czwórka doświadczonych piechurów i biegaczy z Ozorkowa pod kierownictwem nauczyciela z zawodu Piotra Banasiaka. Doskonale sobie przez cały czas radzili zarówno z dystansem jak i z wszystkimi konkursami, co zaowocowało pewnym końcowym zwycięstwem. Drużyna ta startowała pod nazwą „Krzal Adventure Team”. Druga w klasyfikacji okazała się drużyna z KTP „Przygoda” prowadzona przez Ulę Zychowicz, pozostali to Jola Szymkiewicz, Leszek Jarocki i Zbyszek Cichoński. Trzecia okazała się drużyna wydelegowana z „Trzeźwego Koła Górskiego PTTK”. Pod tak intrygującą nazwą kryli się młodzieńcy z Ośrodka dla Uzależnionych od Narkotyków w Pałęgach, którzy walczyli pod kierownictwem swojej terapeutki. Dla nich było to naprawdę liczące się osiągnięcie i nie kryli ogromnego zadowolenia na mecie. Bazą imprezy było gościnne schronisko w Mąchocicach Scholasterii, ale po raz pierwszy „twardziele” nocowali oddzielnie w schronisku w Strawczynie. Było to wygodne, ale nie sprzyjało integracji całej grupy uczestników. Wręczenie upominków i certyfikatów odbyło się na stadionie w Strawczynie. Zawody strzeleckie z pistoletu pneumatycznego wygrał jeden z organizatorów maratonu Fredek Biś, który odebrał z rąk Dyrektora Biura ŚZW LOK płk Włodzimierza Mandziuka okazały puchar.
„Szósty Unijny” – rok 2010.
Kolejna edycja przyniosła znowu rekord uczestników i zdecydowaną dominację „Twardziela Świętokrzyskiego”. Po raz pierwszy zrezygnowaliśmy ze współzawodnictwa drużynowego. Impreza zaczęła pomału tracić swój typowo turystyczny charakter, gdzie był czas na spotkanie przy ognisku, nocleg całej grupy w jednym miejscu, długie rozmowy i wymianę doświadczeń. Coraz większa liczba uczestników stała się dużym problemem – brak jest bazy do przyjęcia wszystkich w jednym miejscu. Dlatego zapadła decyzja organizatorów by całość odbywała się w ciągu 24 godzin. „Twardziel Świętokrzyski” startuje 30 kwietnia w Gołoszycach i kończą w Kuźniakach, gdzie od razu będzie też zakończenie. Dla słabszych przewidzieliśmy start tylko na 50-ciu km z Mąchocic Scholasterii do Kuźniaków. Z noclegu korzystała już tylko nieliczna grupa, większość zaraz po zakończeniu wyjeżdżała do domów. Impreza nabierała, co nie wszystkim się podobało, charakteru bardziej sportowo-turystycznego. No cóż życie samo dyktuje konieczność zmian i dostosowania się do pojawiających się nowych zainteresowań. W samym „twardzielu” wzięło udział 96 osób z prawie wszystkich województw. 77 z nich osiągnęło metę w Kuźniakach, w tym osiem pań (na dziewięć, które wystartowały). Z kieleckiego środowiska turystycznego statuetki wywalczyli: Jola Nogaj, Grażynka Toborowicz, Janek Brzoza, Wiesiek Ludwinek, Szczepan Jarosz, Maciek Toborowicz, Rysiek Rugol, Zbyszek Czekaj, Adam Koczotowski, Paweł Wojtas, Tomek Brzozowski, Wojtek Buczkowski, Bogdan Dusza, Stasiu Mazurek, Michał Wilczyński, Janusz Słopiecki, Piotrek Kusiak, Zbyszek Borowiec i Darek Zmorzyński. Całkiem liczne grono, pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno pokonanie 100km wydawało się czymś nieosiągalnym. Biegacze Jakub Panek z Rabki-Zdroju, Leonard Kopijarz z miejscowości Brzeszcze k/Oświęcimia oraz uczestnik wielu ekstremalnych przedsięwzięć biegowych Adam Bąk z Kieleckiego Klubu Lekkoatletycznego trzymali się razem przez cały dystans, który pokonali po 13 godz. i 38 min. 50km z Mąchocic Scholastrii do Kuźniaków w limicie 12 godz. pokonali natomiast wszyscy ze startujących, a było ich 49-ciu. Seniorami imprezy zostali 76-letni Maciej Ignatowski z Grójca i jego znajoma Anna Gryn-Hamera, która po raz pierwszy zmierzyła się z takim dystansem. Zmęczona była okrutnie, ale dzięki panu Maćkowi cel osiągnęła. Przy zabezpieczeniu imprezy, oprócz „stałego” składu organizatorów, pomagali w tym roku Krzysiek Kowalski i Janusz Nogaj. Bardzo istotną rolę w maratonie odgrywają punkty kontrolne i żywieniowe, szczególnie nocny w Kakoninie zabezpieczany przez gminę Bieliny oraz dzienny w szkole w Tumlinie udostępniony przez gminę Zagnańsk. W Kakoninie przyjazną maratończykom atmosferę stworzyła obsługa z panią dyrektor Magdą Kowalczyk , wspomaganą przez współpracownice z GOKiS. W Tumlinie zaś rej wodził Mirek Szczygieł przy pomocy wspierających go studentek WSEiP. Tam też przeprowadzono konkurs wiedzy o Unii Europejskiej, wygrali go Zbyszek Gontek z Końskich i Maciek Toborowicz związany z KTP „Przygoda”.
„Siódmy Unijny” – rok 2011.
1 maja 2011 roku dla Polaków był dniem szczególnym ze względu na Beatyfikację Ojca Świętego Jana Pawła II. Uczestnikom przypomnieliśmy, że na trasie w Masłowie będą przechodzili obok pomnika upamiętniającego pielgrzymkę papieża do Polski oraz mszę świętą odprawioną przez Jana Pawła II na lotnisku w Masłowie prawie równo 20 lat temu 3 czerwca 1991r. Była więc wyjątkowa okazja by nawet na szlaku przeżyć ten dzień z odrobiną zadumy i refleksji. Pomimo doniosłości tego dnia dla katolików, wielu zgromadzeń typowo religijnych, okazało się, że frekwencja na imprezie jest znowu rekordowa, do startu w samym tylko „twardzielu” zgłosiło się 137 osób oraz dodatkowo 42 osoby na dystansie 50-ciu km. Pogoda znowu kapryśna, niektórzy żartują, że organizatorzy specjalnie zabiegają gdzie się da by ją zepsuć i utrudnić życie maratończykom. Najkrócej można to ująć: „mokro, ślisko i do mety daleko”. Wielu nic sobie z tego nie robi, Jakub Majchrzak – komandos z Krakowa do osiągnięcia mety potrzebował zaledwie 12 godz. i 53 min. Senior „twardziela” 69-letni Henryk Cygan z Olsztyna melduje się w Kuźniakach po niespełna 20-tu godzinach w znakomitej formie, wyprzedzając wielu „młodzieńców”.
Krótszy dystans na 50km robiony jest tylko po to by umożliwić „zaliczenie” kilometrów do współzawodnictwa o tytuł „Superpiechura Świętokrzyskiego”, niektórzy z nich są zawiedzeni, że organizatorzy traktują ich trochę po macoszemu. Wynika to ze zbyt małej liczby osób pracujących przy zabezpieczaniu przebiegu maratonu i momentami trudno było w takiej sytuacji uniknąć pewnej prowizorki. To co najistotniejsze było jednak zabezpieczone i przygotowane na czas. Jak prawie zawsze zdarzały się sytuacje, których organizatorzy nie przewidzieli. Tuż przed maratonem drogowcy rozpoczęli prace przy modernizacji „siódemki”, gdzie rozpoczęto demontaż kładki nad jezdnią i docierający tam stawali niespodziewanie nad 1,5 metrowym urwiskiem. Pokonywali je jak kto potrafił, dobrze, że obyło się bez poważniejszych kontuzji i wypadku, ale na tak długiej trasie terenowej zdarzają się i takie sytuacje. Ten odcinek był faktycznie zamknięty dla ruchu turystycznego, niestety do organizatorów ta wiadomość nie dotarła. Rano już po zakończeniu imprezy, zresztą dość przypadkowo dowiedzieliśmy się, że jednym z twardzieli została znakomitość w sportach ekstremalnych, a po kilku dniach dotarło do nas, że wśród uczestników był też człowiek o olbrzymim dorobku naukowym. Warto trochę przybliżyć krótkie biografie tych osób. Bogusław Ogrodnik Postać niezwykle barwna. Jest mieszkańcem Wrocławia, absolwentem AWF i wydziału prawa na uniwersytecie oraz doktorantem akademii ekonomicznej. Prowadzi dwie firmy, co mu nie przeszkadza w realizacji swoich marzeń. Zwiedził dosłownie cały świat i robił prawie wszystko – był instruktorem kompanii antyterrorystycznej, instruktorem nurkowania, przemierzył bezdroża Syberii. Jest też zdobywcą Korony Ziemi, rekordzistą świata w deniwelacji (zdobył najwyższy szczyt oraz nurkował na głębokość 163m). Ostatnio podejmuje ekstremalne próby pływackie, w 2013r. wraz ze swoim 15-letnim synem Maćkiem przepłynął Cieśninę Gibraltarską, a w 2014r. przepłynął Kanał La Manche. Piotr Kacejko W 2012r. roku został Rektorem Politechniki Lubelskiej, profesor nauk technicznych, posiada stopień doktora od 1983r. Jest wybitnym specjalistą w zakresie elektryki i elektroenergetyki, specjalizuje się w analizie systemów elektroenergetycznych, jest jednym z twórców programów komputerowych do obliczeń zwarciowych. Współautor kilku książek i kilkudziesięciu artykułów w specjalistycznych czasopismach. Wielki miłośnik i propagator aktywności fizycznej. Od kilku lat biega maratony i podejmuje próby na dystansach ultra.
„Ósmy Unijny” – rok 2012.
Sytuacja w tym roku mocno się zmieniła, Krzysiek Bogusz, który od początków imprezy był moim najbliższym współpracownikiem, stwierdził, że ze względów osobistych nie będzie mógł poświęcić imprezie tyle czasu co dotychczas. Ja, ponieważ nikt nowy nie chciał się poważniej włączyć do grona organizatorów, także poczułem się trochę zmęczony i zniechęcony, ale chciałbym, mimo wszystko, utrzymać imprezę na dość przyzwoitym poziomie. Porozmawiałem z Andrzejem Żeleźnikowem i on stwierdził, że spróbuje przy pomocy studentów kierunku turystyka i rekreacja wziąć na siebie większy ciężar organizacyjny, ale ograniczamy się tylko do jednej konkurencji „Twardziela Świętokrzyskiego” przy udziale około 150-ciu uczestników. Do skorzystania z noclegów było chętnych zaledwie kilka osób. Zmieniła się koncepcja przebiegu imprezy, zbiórka uczestników i otwarcie maratonu nastąpiło na terenie WSEiP, tam też uczestnicy pozostawili na parkingu swoje samochody osobowe. Zakończenie natomiast przewidziano na stadionie nowego, bardzo ładnie położonego, obiektu w Strawczynku – Centrum Sportowo-Rekreacyjne „Olimpic”, które obok uczelni podjęło się większego włączenia do organizacji imprezy. Ze względu na coraz liczniejszy udział osób biegających oraz praktycznie górną już granicę ilości uczestników, postanowiliśmy zmniejszyć limit czasowy na ukończenie maratonu do 22 godzin. Ostatecznie na trasę ruszyło 142 piechurów i biegaczy (kilka osób nie zgłosiła się na start). Z roku na rok coraz więcej kobiet podejmuje się tej niełatwej próby. W tym roku było ich 18, a osiem z nich pokonało cały dystans. Łącznie „twardzielami” zostało 89 osób, a należący do KKL Kielce znany maratończyk Zdzisław Stępień dokonał tego w ciągu 11 godz. i 27 min, a wśród pań najszybsza była Katarzyna Odomirska z Krakowa, na mecie po 17 godz. i 18 min. Z KTP „Przygoda” statuetki zdobyli Piotr Garecki i Szczepan Jarosz. Sporą część uczestników stanowili turyści z Warszawy, Wrocławia i kilkuosobowa grupa żołnierzy z Sieradza, większość po zagranicznych misjach wojskowych. Jako sędzia główny mam trochę wyrzuty sumienia za zdjęcie z trasy dosłownie 5km przed metą trzech osób z „naszą” Asią Burtnik, które przekroczyły limit czasowy i potrzebowały jeszcze ok. godziny na dotarcie do mety. Inni uczestnicy nie chcieli jednak czekać, zrobiło się małe zamieszanie i musiałem podjąć tą trudną decyzję.
„Dziewiąty Unijny” – rok 2013.
Przyjąłem na siebie, tym razem, rolę przewodniczącego komitetu organizacyjnego, gdyż ja miałem ponawiązywane kontakty, wiedziałem gdzie można liczyć na wsparcie i pomoc, a procentowało też zaufanie, które zdobyłem w gminach przez te kilka lat współpracy. Nie mogłem odmówić włączenia się do przygotowania imprezy, którą sam wymyśliłem. Maraton organizacyjnie wyglądał zupełnie tak samo jak w roku ubiegłym. Jedynie pogoda była znacznie gorsza, szczególnie nocą. Deszcz, błoto, a nawet chwilowa burza zweryfikowała w sposób bezwzględny wszystkich kandydatów na „twardzieli”. Spośród 135 osób, które wyszły na szlak, aż 48 nie wytrzymało trudów maratonu. Jedynie pięciu paniom starczyło sił na osiągnięcie mety, 18 wcześniej spasowało. Obserwując, razem z komandorem Andrzejem Żeleźnikowem, co się dzieje na nocnych punktach kontrolnych jak co chwila ktoś sygnalizował wycofanie się, w pewnym momencie myśleliśmy, że całą 100-tkę zaliczą tylko pojedyncze osoby. Okazało się, że zdecydowana większość z tych co przetrwali noc, pomimo potwornego zmęczenia już się nie poddawała. Wyniki może nie były rewelacyjne, ale w tak trudnych warunkach każdy kto dotarł do Strawczynka zasługuje na podziw, uznanie i miano zwycięzcy. Najszybszy był bardzo doświadczony maratończyk Mieczysław Sala z Jeleniej Góry, a z pań Mariola Jamróz z Kielc. Nagrodą dla wszystkich były naprawdę piękne statuetki wręczane przez Wójta Gminy Strawczyn Tadeusza Tkaczyka.. Organizacyjnie impreza przebiegła bez niespodzianek i dość sprawnie.
„Dziesiąty Unijny” – rok 2014.
Pierwszy jubileusz zmobilizował organizatorów do większego wysiłku, szczególnie, że włączyły się, z dużym zaangażowaniem oraz pełni pomysłów, do przygotowania imprezy nowe osoby jak Darek Zmorzyński, Tomek Brzozowski, Mirek Kubik, Paweł Wojtas, Iwona Lis z Bałtowa czy Iwona Baran. Znany artysta-rzeźbiarz oraz zamiłowany turysta Sławek Micek, wykonał nam piękny dzwonek, który stał się ważnym elementem imprezy. Darek podjął się trudu dodatkowego oznakowania szlaku. Czułem się w poważnym stopniu odciążony wieloma zadaniami , co i mnie dodało chęci do dalszego działania. Po dziesięciu latach obecności w Unii Europejskiej duże inwestycje i zmiany widać było także na trasie marszu – chociażby kielecki odcinek drogi ekspresowej S7, piękny obiekt Centrum Sportowo-Rekreacyjne w Strawczynku, Osada Średniowieczna w Hucie Szklanej, restauracja Świętego Krzyża czy rekonstrukcja zagrody chłopskiej w Kakoninie. Już nie było aż tak pesymistycznych nastrojów dotyczących naszego członkostwa w strukturach europejskich jak dziesięć lat temu. Impreza rozpoczęła się jednak smutnym akcentem i minutą ciszy dla uczczenia pamięci jednego z głównych, w latach ubiegłych, organizatorów maratonu.
Śp. Krzysztof Bogusz 26 lutego 2014 roku po bardzo ciężkiej i długiej chorobie zmarł znakomity przewodnik świętokrzyski, nasz kolega, który współtworzył imprezę, poświęcił jej bezinteresownie wiele czasu i przyczynił się do rozwoju i popularności maratonu. Swoją olbrzymią wiedzą krajoznawczą dzielił się z innymi, zachęcając do aktywnej turystyki i poznawania naszego świętokrzyskiego regionu. Będziemy go pamiętali z wielu pięknych chwil spędzonych przy ognisku, humoru, którym potrafił zarazić i nadać każdemu spotkaniu wspaniały, beztroski nastrój. Krzysiu, będzie nam Ciebie bardzo brakowało. Do ekstremalnej części imprezy zgłosiło swój udział rekordowe 155 osób. Po raz pierwszy kilkunastu osobom musieliśmy odmówić, chętnych było więcej niż przewidywał przyjęty limit uczestnictwa. Dodatkowo w tym jubileuszowym roku postanowiliśmy przeprowadzić część ogólnodostępną – spacer z przewodnikami z Oblęgorka do Strawczynka. Okazało się, że wędrowało na tej 16km trasie kilkadziesiąt osób prowadzonych przez Andrzeja Toporka i Józefa Siudę. Trochę krótszy odcinek z Kamilą Grelą-Oleś przespacerowała także grupa samorządowców z Niemiec, którzy przyjechali do Strawczyna na zaproszenie wójta Tadeusza Tkaczyka. W sumie więc wszystkich uczestników naszej imprezy było około 250-ciu. Łącznie „twardzielami” zostało 115 osób, w tym 15 kobiet. Trójka biegaczy Rafał Bielawa z Wrocławia i dwaj kielczanie Maciej Czekaj i Waldemar Janczak pokonała trasę w 13 godz. i 20 min. Po raz pierwszy mieliśmy na tegorocznym maratonie profesjonalną obsługę medyczną zabezpieczoną przez Świętokrzyski Oddział Wojewódzki PCK. Piękną oprawę miała uroczystość wręczenia statuetek i zakończenia maratonu. Wyróżnienia wręczali wójtowie Szczepan Skorupski z Zagnańska i Tadeusz Tkaczyk ze Strawczyna oraz Prezes LGD „Dorzecze Bobrzy” Jarosław Wałek, którego podopieczne częstowały wszystkich pysznym ciastem i pierogami. Jako maskotka grasował wśród uczestników Zbój Madej w wykonaniu przewodnika świętokrzyskiego Czesława Naporowskiego.
„Jedenasty Unijny” – rok 2015.
Organizatorzy zachęceni ubiegłorocznym sukcesem, przewidując jeszcze większe zainteresowanie maratonem, wprowadzili po raz pierwszy system zapisów tylko drogą elektroniczną z zasadą „kto pierwszy ten lepszy”. Przygotowaniem i obsługą programu komputerowego zajął się kolega Tomek Brzozowski. Do zabezpieczenia przebiegu włączyło się kilka nowych osób jak Mirek Kołodziej, Kasia Rak, Ela Majchrowska i Renata Dudzik-Gruszka. Postanowiliśmy podzielić imprezę na trzy elementy: najważniejszy jest „Twardziel Świętokrzyski” z limitem uczestników ograniczonym do 160-ciu, „Unijna 50-tka” gdzie postanowiliśmy przyjąć 60 osób i „Spacer z Przewodnikiem” bez żadnych ograniczeń co do ilości uczestników. Mały szok przeżyliśmy po uruchomieniu zapisów, trzy dni i na 100km wszystkie miejsca wyczerpane – tego się nie spodziewaliśmy zupełnie. Pewnie jakby było do dyspozycji nawet 250 miejsc, też by było mało. Program przygotowany przez Tomka sprawdził się bez zastrzeżeń. Wiele wysiłku w przygotowanie trasy włożył Darek Zmorzyński, który już za ubiegły rok zebrał sporo pochwał za oznakowanie szlaku. Przypomniały mi się pierwsze maratony, gdzie były to prawie marsze na orientację. Łącznie w imprezie uczestniczyło prawie 300 osób. Kolejnymi „twardzielami” zostało 115 osób, w tym 19 pań, z KTP „Przygoda” po raz kolejny Lech Segiet i debiutanci Marta Faliszewska, Anita Karcz, Grzegorz Krochmal i Kazimierz Sławiński. 34 uczestników poddało się wcześniej, zdecydowana większość na „przepaku” po przejściu 50km. Wszystkie 52 osoby, które wystartowały na „Unijnej 50-tce” ukończyły ten dystans. Na „Spacer z Przewodnikiem” wybrało się prawie 80 osób z Kamilą Grelą-Oleś, Grażyną Dziółko i Andrzejem Toporkiem. Pecha miał maratończyk Paweł Zima z Krosna, który przyjechał specjalnie by pobić nieoficjalny rekord trasy Zenona Stępnia wynoszący 11 godz. i 27 min. Paweł, który od 30-tego km biegł już samotnie, w pewnym momencie nocą zgubił trochę szlak i dołożył sobie kilka kilometrów zanim powrócił na właściwą trasę. Na mecie uzyskał czas 11 godz. i 30 min., do rekordu zabrakło 3 minut (na 100km!). Na pewno nie odpuści i powróci jeszcze do nas. W wielu punktach trasy pojawiała się TVP Kielce i Radio Kielce pokazując piękną walkę uczestników z dystansem i ze swoimi słabościami, nawet były migawki w programach ogólnopolskich. Patronatem tegoroczny maraton objęli Poseł do Parlamentu Europejskiego Bogdan Wenta i Konsul Honorowy Republiki Finlandii w Kielcach Tadeusz Pęczek, którzy ufundowali cenne nagrody rzeczowe (popularyzowana była w tym roku Finlandia). Niespodziankę zrobił jeden z uczestników „twardziela” Adrian Piwowarczyk, w imieniu właścicieli Hotelu i Restauracji „Stary Młyn” w Suchedniowie ufundował 3-dniowy wypoczynek dla dwóch osób, nagroda w drodze losowania przypadła Monice Majstrak z Tomaszowa Mazowieckiego. Zyskaliśmy też kolejnego sympatyka imprezy w osobie Prezesa PHT SUPON Stanisława Rupniewskiego, zresztą też turysty i przewodnika świętokrzyskiego, który ufundował „twardzielom” koszulki z nadrukiem loga maratonu. W miejsce statuetek ci co ukończyli cały dystans otrzymali piękne odznaki okolicznościowe wg projektu Sławka Micka, jednak wielu, jak wynikało z rozmów, chciałoby otrzymywać także statuetki. Jedynym mankamentem imprezy był brak oficjalnego zakończenia, pogoda dopisała maratończykom, ale zrobiła „psikusa” organizatorom, psując się nagle i ok. 15.00, zrobiło się zimno, mocno popadało i uczestnicy zaczęli prosić o certyfikaty bo chcieli jak najszybciej uciekać. No cóż, nie wszystko da się zaplanować.
Co dalej?
Jak widać z powyższego zestawienia i opisu dotychczasowych edycji maratonu unijnego przeżywał on na przestrzeni tych jedenastu lat różne koleje, tak jak i organizatorzy, którzy momentami odczuwali już zmęczenie, nachodziły nawet myśli o zaprzestaniu jego organizacji. Po zakończeniu kolejnego maratonu mijało kilka tygodni i wracała chęć do pracy przy przygotowywaniu następnego. Najskuteczniejszym bodźcem do działania było zawsze pojawienie się nowych sprzymierzeńców w postaci sponsorów oraz ludzi, którzy chcieli bezinteresownie przyłączyć się do grona organizatorów. Trudno sobie wyobrazić istnienie imprezy bez wsparcia przede wszystkim ze strony wójtów gmin szczególnie takich jak Strawczyn, Zagnańsk, Bieliny, Masłów, Miedziana Góra, Baćkowice. Bardzo przychylni maratonowi byli od początku panowie Jacek Kowalczyk, Dyrektor Departamentu Promocji, Edukacji, Kultury, Sportu i Turystyki w Świętokrzyskim Urzędzie Marszałkowskim oraz Tomasz Lato od chwili jak był Przewodniczącym Rady Powiatu Kieleckiego. Główny ciężar organizacyjny wziąłem na siebie i pomimo, że lat przybywa to jeśli mi zdrowie pozwoli będę nadal przewodniczył komitetowi organizacyjnemu. Zebrała się już spora grupa zapaleńców takich jak Andrzej Żeleźnikow, Kierownik Studium Wychowania Fizycznego i Sportu z Wyższej Szkoły Ekonomii, Prawa i Nauk Medycznych, Maciej Lewandowski, Dyrektor Samorządowego Centrum Kultury i Sportu w Strawczynie oraz Dariusz Zmorzyński, Tomasz Brzozowski, Krzysztof Kowalski, Mirosław Szczygieł, Mirosław Kubik, Magdalena Kowalczyk z Bielin, Wiesław Tokar z Miedzianej Góry i wielu innych, którzy są gwarancja, że impreza nie tylko będzie trwała, ale także nadal się rozwija. Wydaje się, że zwiększyła ona też zainteresowanie innymi podobnymi imprezami w regionie przyciągając zupełnie nowych ludzi z całej Polski. Dla dużej części uczestników atrakcyjność „twardziela” polega na tym, że traktowany jest jako znakomita okazja do treningu przed biegami w profesjonalnych maratonach, a także możliwość przygotowania się do wypraw wysokogórskich. Od Oddziału Świętokrzyskiego PTTK oraz KTP „Przygoda” oczekuję większego wspierania maratonu, niestety nie wszyscy chcą dostrzec i zrozumieć, że wysiłkiem szeregowych członków PTTK wypromowana została impreza, której walory dostrzegają inni, którzy chętnie przejmą gotowy już produkt turystyczny. Chyba szkoda byłoby to stracić. Jaki kształt będzie miał maraton w przyszłości trudno przewidzieć, na dziś wyraźnie widać , że dźwignią jest „Twardziel Świętokrzyski”, który już jest powszechnie kojarzony w kraju wśród turystów i maratończyków, a wielu zaczyna go traktować jako imprezę kultową, którą można się pochwalić w swoim sportowym i turystycznym CV.
Aktualne wiadomości o maratonie dostępne na stronie: www.twardziel.swietokrzyski.eu