Ula poprowadziła grupę z Dymin, obok leśniczówki, do Przełęczy Łaskawej, asfaltową dróżką okalającą Pasmo Posłowickie od południowej strony. Asfalt pokryty grubą warstwą śniegu, szło się jednak całkiem dobrze, gdyż wcześniej przejechały tamtędy pojazdy służby leśnej. Po przerwie na posiłek na wspomnianej przełęczy, dalszą część trasy poprowadził kol. Ryszard Łopian.
Krótki odcinek szlakiem niebieskim i weszliśmy już na nieoznakowane ścieżki leśne, których w tych okolicach jest naprawdę bardzo dużo. Spacer stał się znacznie trudniejszy, a głęboki śnieg i nierówny teren potęgowały uciążliwość marszu. Nikt jednak nie narzekał, leśne krajobrazy drzew wyglądających jak śnieżne bałwany, wynagradzały wysiłek z nawiązką. Urokliwą ścieżką, wiodącą wąskim grzbietem góry, przez kilkanaście minut wspinaliśmy się na Orlą. Góra ta jest niezbyt znana i niewiele osób tamtędy wędruje, chociaż jest położona bardzo blisko szlaków spacerowych, tuż koło znanej wszystkim Pierścienicy.
Dalej, schodząc w dół, mało uczęszczanymi ścieżkami dotarliśmy do wiaty, gdzie powitała nas spora grupka klubowiczów, którzy uznali, że spacer w takich zimowych warunkach będzie dla nich zbyt trudny. W tym czasie, gdy my maszerowaliśmy, inni przygotowywali nam miejsce do wigilijnej biesiady. Beata i Dorota nakryły i przystroiły świątecznie stoły, a Jurek i Piotrek męczyli się z rozpaleniem ogniska. Miasto obiecało dostarczenie suchego drzewa, niestety nie dotarło ono pod wiatę, pewnie wszyscy byli zajęci walką z zaspami śnieżnymi. Mały ogień udało się, mimo wszystko, jakoś rozniecić.
Po krótkiej chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na stołach pojawiło się mnóstwo świątecznych wiktuałów. Jak się okazało, każdy dźwigał w plecaku nie tylko termosy z herbatą i kanapki. Może nie było tradycyjnych dwunastu potraw, ale było sporo przyrządzanych wg różnych receptur śledzików, smakowite ciasta, słodycze, no i oczywiście domowe oraz sklepowe naleweczki.
Klubową wigilię rozpoczął ogólnymi życzeniami i przełamaniem się opłatkiem prezes „Przygody” kol. Janek Wiórek. Niestety grypa i ponownie wzmagający się COVID-19 wymusiły, że życzenia odbywały się trochę na dystans, z zachowaniem niezbędnych środków ostrożności. Mimo wszystko atmosfera była doskonała, Niezawodny Jurek Pabian intonował kolejne kolędy, a po pewnym czasie także i turystyczne piosenki.
W podgrupach, tak jak to zwykle przy wigilijnym stole, trwały różne dyskusje i wspomnienia z minionych, bardziej lub mniej udanych wypraw turystycznych. Ponieważ, zresztą zgodnie z prognozami, robiło się coraz mroźniej, po dwóch godzinach, trzeba było zakończyć nasze klubowe, wigilijne spotkanie.
Tekst: Ryszard Łopian
Zdjęcia: Ewa Gonciarz, Wioletta Kasińska, Jan Wiórek