Była to moja pierwsza większa impreza turystyczna, gdzie uczestniczyłem samodzielnie i która mocno utkwiła mi w pamięci ze względu na fatalne warunki atmosferyczne. Przez większą część tego rajdu pieszego, który przebiegał po Górach Świętokrzyskich, było zimno i padał deszcz. Do dziś nieraz wspominam „nocleg” spędzony w przeciekającej stodole, w zupełnie przemoczonym ubraniu oraz obuwiu. Co jakiś czas trzeba było wstawać robić przysiady i podskakiwać by trochę się rozgrzać i dotrwać do świtu. Po kilku dniach zapomniałem o tych niedogodnościach i opowiadałem kolegom o rajdzie jako fajnej przygodzie. Mam ponadto w pamięci niewielkie fragmenty imprez, które odbywały się w ramach tego koła zainteresowań np. jakieś gawędy turystyczne z pokazem slajdów czy wycieczki piesze połączone z nauką orientacji w terenie a także posługiwania się mapą.
Coś z tego wszystkiego pozostało, bo gdy po ukończeniu szkoły wojskowej podjąłem pracę w Toruniu, jedną z pierwszych czynności pozasłużbowych było wstąpienie do PTTK. Było to o tyle proste, że miasto było dużym garnizonem, na terenie którego prężnie działał Wojskowy Oddział PTTK i wszędzie było sporo informacji o jego imprezach. Trudno też było pozostać obojętnym, mieszkając w mieście o takiej historii i tylu zabytkowych obiektach, by nie dążyć do ich poznania. Uczestniczyłem w wielu imprezach Oddziału, trochę sam angażowałem się, szczególnie w organizowanie spacerów po Starym Mieście dla żołnierzy służby zasadniczej. Po dwóch latach wybrano mnie nawet w skład Zarządu Oddziału.
W 1970 roku organizowano Kurs Organizatorów Turystyki w środowisku wojskowym i typowano młodych żołnierzy zawodowych z jakimiś predyspozycjami w tym zakresie. W moim przypadku było dość naturalne, że się zgłosiłem i takim sposobem znalazłem się w gronie około trzydziestu osób z różnych miejscowości, które zostały zakwalifikowane. Kurs odbył się w dniach 15-21 grudnia 1970 roku w Bydgoszczy. Data jest tutaj dość istotna, starsi doskonale pamiętają co w tym czasie wydarzyło się na Wybrzeżu. Kilka osób zostało przez przełożonych odwołanych z kursu, ich jednostki zostały skierowane do Gdańska. Ja miałem to szczęście, że służyłem w jednostce szkolnej, która pozostała w garnizonie macierzystym i dzięki temu uniknąłem wplątania w niezbyt chlubne dla wojska wydarzenia polityczne i mogłem ukończyć spokojnie kurs. Dostałem pokaźny „zastrzyk” wiadomości zarówno teoretycznych jak i praktycznych, które jak się szybko przekonałem, były bardzo przydatne na mojej dalszej drodze turystycznej. Dość szybko zaczęto mnie traktować, także w innych garnizonach gdzie pełniłem dalszą służbę wojskową, prawie jak eksperta od turystyki. Byłem inicjatorem i organizatorem różnych mniejszych i większych wycieczek, rajdów i spływów kajakowych, przeważnie dla żołnierzy służby zasadniczej.
Patrząc wstecz to prawdziwym turystą poczułem się właśnie od chwili ukończenia tego Kursu Organizatorów Turystyki, równo 50 lat temu. Dziś żałuję, że nie robiłem żadnych notatek, nie prowadziłem albumu, niestety pamięć jest ulotna, a tyle było różnych ciekawych zdarzeń, najczęściej zabawnych ale czasami zakończonych niezbyt przyjemnymi konsekwencjami. Szkoda, bo materiału starczyłoby na interesujące wspomnienia.
Zachęcam innych do podzielenia się swoimi refleksjami lub wspomnieniami. Przecież historia PTTK to nie tylko oficjalne wydarzenia o wielkim rozgłosie, ale także codzienne klubowe imprezy oraz osoby które je organizują i sami uczestnicy. Jestem pewien, że w KTP „Przygoda” jest wiele osób mających osobiste spojrzenie na wiele spraw organizacyjnych i potrafiących opisać je o wiele atrakcyjniej niż ja.
Pozdrawiam, Ryszard Łopian.