Relacje
niedziela, 24 wrzesień 2017 16:08

Relacja z wyjazdu na Lubelszczyznę i Podlasie z "Przygodą" (2-3.09.2017)

 Od dawna wyczekiwana wycieczka, zorganizowana przez Mirka Kubika, zapowiadała się bardzo interesująco.
Trochę przeraziły mnie zapowiedzi pogodowe, a szczególnie okropna burza w noc poprzedzającą wyjazd. Okazało się jednak, że Mirek nawet to potrafi załatwić i przez całą sobotę i część niedzieli świeciło nam słoneczko.
Godzina zbiórki - 5.00 - trochę nieludzka, ale czego nie robi się dla fajnie zapowiadającej się przygody.
Tak więc cała 52-osobową ekipą, autokarem kierowanym przez, jak się okazało świetnego i dowcipnego Pana Grzegorza, wyruszyliśmy na zwiedzanie przepięknych obiektów Podlasia.
Trochę drzemiąc, podjadając i gaworząc dotarliśmy do Sanktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej w Kodniu z obrazem Matki Boskiej Kodeńskiej, zwanej też Królową Podlasia, gdzie uczestniczyliśmy we mszy świętej.

sam 9066 minKodeń przez kilka stuleci należał do jednej z gałęzi rodu Sapiehów i ma barwną, sięgającą XV wieku historię. W 1629 roku jeden z właścicieli Kodnia, słynący z pobożności Mikołaj Sapieha (nosił nawet z tego powodu przydomek Pius), rozpoczął budowę kościoła katolickiego, wzorowanego na bazylice Św. Piotra w Rzymie. Wkrótce potem poważnie zachorował i w nadziei na cudowne wyleczenie udał się z pielgrzymką do samego papieża - po audiencji u niego istotnie ozdrowiał. Popadł jednak w inne kłopoty - w kaplicy papieskiej obejrzał sławny obraz Madonna de Guadelupe, wg. legendy namalowany w VI wieku przez Św. Augustyna na wzór statuetki Matki Boskiej dłuta Św. Łukasza Ewangelisty i zapałał do niego tak gwałtowną miłością, że zdecydował się ukraść obraz i uprowadzić go do Polski! Został z tego powodu ekskomunikowany przez Urbana VIII, nie poddał się jednak, po kilku latach uzyskał wybaczenie i zezwolenie na zatrzymanie świętego obrazu w Kodniu, gdzie można go podziwiać do dzisiaj. Warto też dodać, że fabularyzowaną wersję tych wydarzeń przedstawiła Zofia Kossak-Szczucka w swojej książce "Błogosławiona wina" .

Od Sanktuarium kilkusetmetrowa aleja prowadzi na nadbużańskie łąki, do parku otaczającego pozostałości dawnego zamku Sapiehów. Jedynym w pełni zachowanym budynkiem jest tu dawna gotycka cerkiew zamkowa, zbudowana około 1540 roku. Cerkiew i pozostałości zespołu zamkowego otacza rozległy park, pełen pięknych starych drzew.
Wycieczkę po parku zakończyliśmy spacerem nad Bug, gdzie przebiega granica z Białorusią.
Podziwialiśmy przepiękny nadburzański krajobraz fotografując się na tle słupa granicznego. Fakt ten natychmiast wzbudził zainteresowanie pograniczników, którzy podjechali do nas quadem i zadali kilka pytań. Pouczyli nas, że nie wolno fotografować strony białoruskiej tylko polską. Przyjęliśmy to do wiadomości, zapewniając, że tak było i rozstaliśmy się wymieniając serdeczne uśmiechy zwłaszcza, że chłopcy byli bardzo przystojni, a nasza grupa zdecydowanie żeńska.

Czas w dalszą drogę. Celem jest Jabłeczna, w której znajduje się Monaster męski św. Onufrego, jeden z pięciu takich obiektów w Polsce. sam 9141 min
Jest on położony w urokliwej okolicy dzikiej rzeki Bug, niedaleko przejścia granicznego z Białorusią w Sławatyczach. Jedna z legend głosi, że założono go w miejscu, w którym zatrzymała się płynąca Bugiem ikona św. Onufrego. Obiekty wchodzące w skład monasteru to: cerkiew św. Onufrego z cenną ikoną patrona, cerkiew św. Jana Teologa, dwie drewniane kaplice z początku XX wieku oraz kaplica św. Anastazego Brzeskiego.
We wnętrzu cerkwi pw. św. Onufrego znajdują się niezwykle cenne ikony, w tym ikona przedstawiająca patrona świątyni, która dała początek istnieniu monasteru w Jabłecznej. Napisana (ikony się pisze - nie maluje!) prawdopodobnie w XV w., zawiera w wydrążonym otworze relikwię św. Onufrego.
Po cerkwi oprowadził nas ks. Jerzy. Słuchając ciekawej historii cały czas wodziłam wzrokiem po przepięknym ołtarzu, ikonach i całym wystroju. Miałam tylko jedną myśl - szkoda, że nie wolno fotografować tych cudeńków. W pewnym momencie dotarł do nas ks. Włodzimierz z informacją, że fotografujemy, ale tak jak w wojsku, na komendę. Sporo było radochy, gdy ustawiał nas w szeregu i na komendę kazał fotografować określone obiekty. Niektórzy uczestnicy wycieczki byli tak zaskoczeni, że przestawali robić zdjęcia. Mnie udało się zrobić kilka fajnych fotek.


Teraz do Kostomłotów, gdzie znajduje się Cerkiew św. Męczennika Nikity, która jest świątynią jedynej w Polsce parafii neounickiej. Wybudowana w XVII w., ostatnio starannie wyremontowana, zawiera cenny ikonostas pochodzący z okresu budowy świątyni. Jej wnętrze zdobi też piękna i stylowa, choć współcześnie wykonana polichromia.
Powitał nas tutaj ks. Zbigniew Nikoniuk, który przepięknie opowiadał nie tylko o cerkwi, ale również o współczesności, cokolwiek by to nie znaczyło. Byliśmy już bardzo zmęczeni. Wielu z nas walczyło z sennością i podrywało opadające głowy i zamykające się powieki, aby jednak coś z tej ciekawej opowieści zarejestrować.

sam 9225 min


Po tej pełnej wrażeń wędrówce udaliśmy się do Serpelic, czyli miejsca naszego noclegu w ośrodku wypoczynkowym “Urocza”. Bardzo urokliwe miejsce i przemili gospodarze.
Zakwaterowanie, obiadokolacja, odrobina wypoczynku i cała grupa zameldowała się pod wiatą na imprezie integracyjnej. Mirek pokazał, jak bardzo potrafi zadbać o pełną integrację uczestników wycieczki. Przy pomocy kilku silnych mężczyzn tak przeorganizował umeblowanie wiaty, że grupa stanowiła jedną całość. Brawo Mirek!
Nasz organizator wycieczki nie zapomniał również o solenizancie, naszym Stefanku Kulczyckim, któremu odśpiewaliśmy tradycyjne “sto lat” i wręczyli kartkę z pięknymi życzeniami zredagowanymi przez Anię Sendek, a podpisanymi przez wszystkich uczestników imprezy.
Ogromną niespodziankę sprawiła nam rodzina Mirka pochodzącego z Podlasia, tj. siostra ze szwagrem i siostrzeńcem, którzy przybyli z ogromnym sękaczem. Pychota!
Na tym zakończę opisywanie imprezy integracyjnej. Niech wystarczy zapewnienie, że było super!

Rano, zdyscyplinowani uczestnicy, po sutym śniadaniu i orzeźwiającej kawusi, obdarowani poczęstunkiem (mrówkowiec - rodzaj ciasta i czymś tam jeszcze) przez właścicielkę Panią Bogusię, punktualnie zameldowali się na pokładzie autokaru, aby udać się do Cerkwi Przemienienia Pańskiego na św. Górze Grabarce.
sam 9237 minDroga prowadząca od krajowej 19-stki do przejścia granicznego w Koterce kryje ciekawe miejsce. Łatwo je przeoczyć, ale jeżeli będziemy uważni to jeszcze przed wiaduktem kolejowym zobaczymy kamienne ogrodzenie i drogę, która podąża do Korony Podlasia – Rycerski Kasztel nad Bugiem. Jest to kamienny zameczek, z wieży którego widać piękno nadbużańskiej przyrody: lasy, łąki. Kasztelik został zaprojektowany i jest wznoszony przez już ponad 10 lat, wyłącznie pracą własnych rąk właściciela terenu, na którym stoi, znanego siemiatyckiego społecznika, Pana Jerzego Korowickiego.
Miejsce to wywarło na nas niesamowite wrażenie. Życzymy powodzenia w dalszej realizacji tego fajnego projektu.


Dotarliśmy do Grabarki - prawosławnej Częstochowy. Góra Grabarka zasłynęła w 1710 r., kiedy epidemia cholery dziesiątkowała mieszkańców okolic Siemiatycz. Pewien starzec miał we śnie objawienie, że ludzie mogą znaleźć ratunek - uchronić się przed epidemią na wzniesieniu na uroczysku Suminszczyzna. Przybyli więc na górę z krzyżem, pobożną modlitwą o ocalenie i zostali wysłuchani. W podziękowaniu Bogu za cud wzniesiono tutaj pierwszą drewnianą kapliczkę p.w. Przemienienia Pańskiego. Od kilkuset lat ludzie podążają na Świętą Górę Grabarkę. Najliczniejsze pielgrzymki przybywają tu na święto Przemienienia Pańskiego (18-19 sierpnia). Pielgrzymi niosą ze sobą krzyże wotywne- małe i duże, pozostawiając je wokół góry, sprawia to niesamowite wrażenie.

sam 9266 min
10 lat temu “Przygoda” również pozostawiła tam swój krzyż. Podczas poprzedniej wycieczki, cztery lata temu, uczestnicy próbowali odnaleźć krzyż, ale bez skutku. Teraz już nawet nie próbowaliśmy. No cóż, są ich tysiące, ale ten nasz z całą pewnością tam wciąż jest.
Z ogromnym zainteresowaniem uczestniczyliśmy w nabożeństwie prawosławnym. Jest w nim wiele oryginalnych dla nas elementów. Na mnie ogromne wrażenie zrobiło niesamowite zaangażowanie uczestników nabożeństwa, nawet tych najmłodszych, a przede wszystkim - śpiew (zaśpiew), który rozbrzmiewał w całej okolicy. Komunia przyjmowana jest nawet przez maleńkie dzieci, pod postacią chleba i wina.

Po tej duchowej uczcie w Grabarce udaliśmy się do kolejnej Cerkwi w Siemiatyczach - Zmartwychwstania Pańskiego, która powstała w 1996 r.
Zaczął padać deszcz. Część uczestników, już chyba zmęczonych, pozostała w autokarze. Większość jednak postanowiła zwiedzić ten obiekt. A tu niespodzianka! Zaczyna się ceremonia chrztu! Piękne, śpiewne modlitwy. W całej wzniosłej ceremonii uczestniczyliśmy z zapartym tchem. Podczas udzielania sakramentu, chrzczone dziecko zostaje trzykrotnie zanurzane w chrzcielnicy (spokojnie - batiuszka wcześniej sprawdził ręką ciepłotę wody). Byłam zdziwiona, że maluch nie zareagował negatywnie na tą kąpiel. W wierze rzymskokatolickiej polewa się dzieciakowi tylko głowę, na co wiele z nich reaguje płaczem.
Rodzice chrzczonego dzieciaka (zwłaszcza tata), kiedy podczas składania przysięgi odwrócili się w kierunku uczestników chrztu, byli lekko zdziwieni liczebnością świadków tej ich rodzinnej uroczystości.
Ciekawostką dla nas było to, że w wierze prawosławnej podczas chrztu przyjmowane są jednocześnie trzy sakramenty, a mianowicie: chrzest, komunia i bierzmowanie.
Oczywiście podejrzewaliśmy Mirka o to, że udział w tym niesamowitym wydarzeniu był zaplanowany. On twierdzi, że nie, ale zostawmy to pod lekkim znakiem zapytania. Ważne, że przeżyliśmy coś oryginalnego.

 

sam 9275 minJedziemy dalej - Drohiczyn. Deszcz pada, ale my wspinamy się na górę zamkową, skąd widok jest wyjątkowy. Olbrzymie zakole Bugu podpływające pod skarpę widoczne z tego poziomu pozostawia niezapomniane wrażenie.
Teraz do Muzeum Regionalnego w Drohiczynie, gdzie można obejrzeć zbiory z dziedziny etnografii, malarstwa oraz rzeźby. Przechowywane tam eksponaty pochodzące z wykopalisk archeologicznych potwierdzają starą metrykę grodu, przez który przed wiekami przechodziło kilka szlaków handlowych. Mieliśmy też okazję podziwiać czasową wystawę starych motocykli z całego świata, w tym np. rodzimego junaka.

Już tylko obiad w Drohiczynie i jazda do Kielc. Czas spróbować regionalnych dań. Zupa - barszcz ukraiński. Znamy, umiemy gotować, bardzo smaczny. Drugie danie - zaguby (coś nowego) - potrawa regionalna z Podlasia. W ciasto pierogowe zawija się farsz z tartych ziemniaków przesmażonych z cebulką i boczkiem. Danie proste, może trochę pracochłonne, ale bardzo smaczne.
No cóż, to już koniec tej pięknej, dwudniowej wycieczki. Wiele cudownych wrażeń, niesamowitych widoków i wspomnień.

W drodze powrotnej jeszcze troszeczkę śmiechu, zainspirowanego przez naszego dowcipnego kierowcę Pana Grzegorza, który każde napotkane po drodze rondo objeżdżał dwukrotnie. Wzbudzało to w nas salwy śmiechu i braw. Nasze kieleckie rondo również tak zostało objechane. Genezę żartów naszego kierowcy znają uczestnicy wycieczki i niech pozostanie to ich słodką tajemnicą.
Kończąc tą, może odrobinę przydługą relację (tyle wrażeń nie dało się zwięźlej zrelacjonować) dziękuję przede wszystkim Mirkowi Kubikowi za profesjonalną organizację tej wspaniałej wycieczki, a jej uczestnikom za humor, niekiedy szaleństwo, ale również zdyscyplinowane w koniecznych momentach.
Do zobaczenia na kolejnej, tak świetnie zorganizowanej, wycieczce.

 

Tekst i zdjęcia: Ewa Gonciarz

 

Kalendarz Imprez